Siedzę na ziemi, otulona swoimi dłońmi. Czule i delikatnie dotykam swojej skóry, muskając ją swoim dotykiem. Czuję się kochana, czuję się rozumiana, czuję się akceptowana...szepczę do siebie spokojnie. Nadszedł już czas, aby podarować sobie odrobinę miłości. Pokochać siebie tak szczerze i prawdziwie. Dać sobie zrozumienie i ukochać swoją kobiecość. Kobiecość ma swój początek we mnie. To ona tworzy moje myśli, moją miłość i moją czułość. Ta kobiecość, choć czasem przez mnie nie zrozumiana i nie doceniana, jest moim największym atutem...Jest sercem mojego ciała.
Kobiecość to moja siła. Pozwalam sobie zatem na odczuwanie w ciele, bo tylko dzięki tej miłości i wyrozumiałości dla samej siebie, mogę nauczyć się siebie na nowo.
Piękno zewnętrzne, to z pozoru bogactwo
„To może zabrzmieć jak banał,
ale kiedy czujesz się piękna i silna w środku,
to widać na zewnątrz”.
Angelina Jolie
Usłyszałam kiedyś, że kobiecość to siła. Słowa te były mi obce przez długi czas w moim życiu, dopóki sama nie doświadczyłam ich na własnej skórze. Historia każdej kobiety jest niezwykła i bardzo unikatowa, jak one same. Często przyglądamy się innym kobietom i dostrzegamy w nich piękno, którego nie widzimy w nas samych. Piękno to nieładnie umalowana buzia, piękne sukienki i stylizacje, które gonią dzisiejsze trendy. To wszystko, co tak bardzo cieszy nasze oko na co dzień, to słodki dodatek, który nie jest wyznacznikiem naszego prawdziwego piękna. Pisząc prawdziwego piękna, mam na myśli piękna wewnętrznego. Piękno zewnętrzne, to z pozoru bogactwo, którego siła jest bezsilna, dopóki nie poczujemy go całą sobą w środku. Atrakcyjność, jest piękna i unikatowa, ale gdy nie czujemy jej wewnątrz nas samych, jest nic nie warta. Często przyglądam się kobietom, które wyglądają naprawdę pięknie, ale bije z ich oczu ogromny smutek. Nie da się tego nie zauważyć. Być może dlatego, że my kobiety mamy moc odczuwania, wiemy i czujemy, kiedy coś jest nie tak. Zapominamy jednak, że tam, gdzie miłość do siebie tam i rodzi się miłość do świata. Emanując szczęściem i szczerym uśmiechem, obdarowujemy świat cząstką siebie. Dbając tylko o wygląd zewnętrzny, nie pozwalamy sobie na bycie prawdziwą. Zatrzaskujemy się w tej pięknej kuli myśląc, że cała reszta nie jest ważna, że nasze wnętrze nie jest ważne. Tymczasem wszystko to, co prawdziwe i nieodkryte: każdy ból, tęsknota, niedocenienie, nie lubienie siebie, nie akceptowanie...wszystko to jest wyrysowane na naszej twarzy.
Na szczęście świat się zmienia
Miłość do siebie niegdyś była wstydem. Kobiety od zawsze kochały swoich mężów i dzieci. Należało być przykładną żoną, matką, przyjaciółką i córką. Kobiety obdarowywały świat swoją miłością i dobrem, ale nie czyniły tego w stosunku do samych siebie.
Na szczęście świat się zmienia, a nowa ziemia, którą tworzymy pcha nas do wglądu w nasze piękne wnętrza. Kobiety, już nie wstydzą się mówić głośno, że kochają siebie. Nie boją się postawić siebie na pierwszym miejscu. Myślę, że nadszedł już czas na zrozumienie swojej prawdziwej kobiecości i podarowanie sobie uwagi, miłości i czułości. Choć budzimy się z tego „nieukochania samej siebie” i zaczynamy poznawać i rozumieć swoja kobiecość, zbyt mało się jeszcze o niej mówi i zbyt mało kobiet wciąż czuje się z nią wyjątkowo. Trzeba to zmienić, trzeba o tym mówić głośno i trzeba zrozumieć, że Jesteś prawdziwym kwiatem lotosu, jesteś piękna, czuła i delikatna...taka jaka jesteś.
„Menstruacja to twoja siła,
pokochaj ją, a pokochasz siebie
i odkryjesz na nowo”.
Miłość do samej siebie przyszła do mnie nie tak dawno temu. Nie zawsze byłam oddaną swoim ideom i ceniącą siebie kobietą. Jeśli czytasz mój blog, to wiesz jaką przeszłam drogę i co sprawiło, że pokochałam siebie na nowo. Przepracowanie bólu, traum i niedoskonałości...tak tak niedoskonałości, które każdy z nas w sobie ma, pokochałam na nowo, zaakceptowałam i nauczyłam się i wciąż uczę kochać siebie w każdym wydaniu. Gdy weszłam na drogę samorozwoju, obce było mi powtarzanie sobie, że się lubię, akceptuję i kocham. Nie przechodziło mi to z łatwością przez gardło i minęło sporo czasu, aż poczułam, że te wszystkie słowa są mi bardziej potrzebne i bliskie niż kiedykolwiek.
Przez większość swojego życia, jak każda nastolatka, a później już dorosła kobieta z grymasem na twarzy i narzekaniem, zarówno w myśli jak i w słowie, witałam swoje kobiece dni, które dalekie były od ideału. Z drugiej jednak strony, nie poznałam wcześniej kobiet, które z uśmiechem na twarzy przyjmowałyby ten czas jako piękny i potrzebny. Ja też tego nie widziałam, przez większość swojego życia. Co zatem się zmieniło?
Nic szczególnego, jeśli popatrzę na to dzisiaj. Natomiast z perspektywy tych wszystkich lat, mogę powiedzieć tylko jedno: poznałam siebie i swoje ciało i zaakceptowałam je, takim jakim jest. Przez te wszystkie lata pozbawiałam się prawa do miłości, do uszanowania swojego ciała, uszanowania tego co w nim święte i takie niezwykłe.
Na moim przykładzie, pragnę ci pokazać, że ukochanie siebie i swojej kobiecości, swojego ciała, w tych cięższych momentach każdego miesiąca, jest niesamowicie transformująca. Uwierz mi, pisze to osoba, dla której te „trudne dni”, były zmorą, kompletną katastrofą, a to jak się czułam w ich trakcie nasuwało mi często myśli typu; „jak ja nie lubię swojego ciała”. Tak było wtedy, na szczęście, tak nie jest już dziś.
Pokochać i zaakceptować siebie
Jak często w trakcie swoich trudnych dni, czujesz się nieatrakcyjna? Pomyśl przez chwilę i zastanów się, dlaczego tak się dzieje? Co takiego jest w tych dniach, że twoja atrakcyjność, kobiecość i ogólne samopoczucie jest na najniższym poziomie? To z pozoru łatwe pytanie, wcale takim nie jest, jakby się nad nim głębiej zastanowić. Dlaczego? Czujemy się nieatrakcyjne, bo jesteśmy napuchnięte, obolałe, zmienia się nasza cera oraz smaki. Ubrania nie leżą na nas jak zawsze, a makijaż wcale nie poprawia naszego wyglądu. Cokolwiek nie zrobimy, nic nie zmieni faktu, że czujemy się „beznadziejnie”. Do tego hormony szaleją, a my postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość jako najgorsze zło. Reasumując... w tych dniach wszystko, ale to wszystko nie jest takie jakie lubimy i powinno być. Jednym słowem, wszystko jest do bani. Jedyne o czym marzymy w tym czasie, to zaszyć się w domu i przeczekać tą „niemałą burzę”. Zgodzisz się ze mną?
W tym wszystkim, nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w naszym poczuciu beznadziejności, brak jest akceptacji do procesu i tego co zachodzi w tym czasie w naszym ciele. Dla nas kobiet, zbliżający się czas menstruacji, to czas ciężki, niezrozumiały i jednym słowem nieakceptowany przez nas samych. Kobiecość jest piękna i magiczna, jednak musisz pamiętać, że w naszą kobiecość wpisany jest też czas, kiedy nasze ciało nie musi być na pełnych obrotach i spełniać ambicje twoje i innych ludzi. Twoja kobiecość jest na pełnych obrotach przez dwanaście miesięcy w roku, z wyjątkiem tych kilku dni każdego miesiąca, kiedy to twoje ciało, które bryluje i świeci najjaśniej potrzebuje zwolnienia, potrzebuje twojego ukochania i potrzebuje twojej uwagi.
Zaczęłam poznawać siebie na nowo
Nic nie da, jeśli będziesz zła na swoje ciało za to, że tak potwornie cię „karze”. Ciało kobiety, jest tak stworzone, że przychodzi moment na zwolnienie i trzeba to uszanować. Pogodzić się z tym i poznać się bliżej. Ty zapewne, jak jesteś zmęczona odpoczywasz i nabierasz sił, aby móc wstać i działać w wyznaczonych sobie celach i obowiązkach. Nie myśl proszę, że twoje ciało to oddany sługa, który musi być zawsze w gotowości i spełniać twoje zachcianki. Twoje ciało to świątynia, która też potrzebuje naładować swoje baterie, wyciszyć się i odpocząć.
Niegdyś złościłam się, że w tych dniach, nic mi nie wychodzi, że nie wyglądam jakbym tego chciała. To wszystko się zmieniło, kiedy zaczęłam wsłuchiwać się w moją kobiecość, w moje ciało. Zaczęłam poznawać siebie na nowo i nauczyłam się, że te kilka dni są mi potrzebne po to, aby zwolnić, podejść do siebie z delikatnością i czułością. Pozwolić sobie czuć się słabiej, pozwolić sobie, wyglądać nieco inaczej.
Dałam przyzwolenie mojemu ciału na bycie sobą
Poprzez miłość do siebie nauczyłam się akceptować, że są rzeczy, których nie zmienię, a moja złość i frustracja tylko pogorszy sprawę. Gdy zdałam sobie sprawę z tych wszystkich rzeczy, zaczęłam wdrażać zmiany w swoje życie. Gdy tylko nadchodziły „te dnie”, pozwałam sobie na zwolnienie. Patrząc na siebie w lustrze nie widziałam, opuchniętej i zmęczonej kobiety. Widziałam za to, kobietę, która każdego dnia jest na wysokich obrotach. Widziałam kobietę, która dba o siebie, która jest mamą i żoną. Podchodziłam do siebie z szacunkiem, nie szukając przy tym widocznych mankamentów, które moje ciało zgotowało mi w tym czasie. Wiesz co się wtedy stało? Moje ciało było nadal piękne, bo było moje. Dając sobie przestrzeń i pozwalając sobie „doświadczać”, dałam przyzwolenie mojemu ciału na bycie sobą. Już nie stoję przed lustrem pierwszego czy to drugiego dnia, trzymając się za brzuch i patrząc z politowaniem i niezadowoleniem na to, jak moje ciało uległo zmianie. Już nie patrzę na siebie przed lustrem dotykając mojej twarzy, na której pojawiają się niedoskonałości. Mam świadomość, że to tylko na chwilę, jedną krótką chwilę, która jest potrzebna mojej kobiecości.
Za to to co robię, to akceptuję swoje ciało, pozwalam mu być takim jaki, jest i tulę siebie do swojego serca. Zrozumiałam, że piękno to pojęcie bardzo względne, a emanowanie nim na zewnątrz, ma swój początek w moim wnętrzu.
Życzę tobie abyś, gdy nastaną te cięższe dni, popatrzyła na siebie, nie z punktu ego i z punktu ciała. Tylko abyś doświadczała tej kobiecości, która jest niezwykła i wyjątkowa jak Ty sama. Otul swoje ciało z miłością i wdzięcznością i pamiętaj, że ten czas szybko minie i znów nastaną dnie, kiedy będziesz mogła postawić sobie i swojej kobiecości nowe wyzwania.
Życzę ci miłości do samej siebie.
Niech dzieje się magia
Twoja Dominika