Stoję przed wejściem ogromnego domu...domu wszystkich zbiorów ksiąg. Ich wołanie nie jest takie oczywiste, a jednak coś do mnie szepczą, pomrukują, ale nie do końca rozumiem ich mowę. Dodają mi pewności siebie, aby kroczyć naprzód i zaufać. Idę więc, mijając po drodze ich mądrość i wiedzę, która mogłaby nakarmić niejedną zagubioną duszę. Nie rozglądam się jednak...podążam za wołaniem tej jednej jedynej... Jej treść ma zapoczątkować we mnie zmiany...Zmiany, które okazały się być trwałym zalążkiem czegoś dobrego. Okazały się być moim nowym początkiem...
Oto nowa ja.
Właśnie wyruszyłam w podróż życia. Nosząc na plecach bagaż lęku i niezrozumienia siebie, idę po omacku, a jednak w głębi duszy wiem, że obrałam dobry kierunek. Nie byłam sama. Moja dusza mnie prowadziła, wiedząc, że tam, dokąd zmierzam odnajdę prawdziwą siebie. Zaufam więc sobie i boskiemu planu, bo wierzę, że za tym gęstym lasem, kryje się moja własna kraina szczęśliwości. Trzymając w dłoniach ukochaną książkę, czuję, że to co dobre zbliża się do mnie dużymi krokami. Nie znam jej treści, nie wiem nawet dlaczego spośród tylu ksiąg, ja wybrałam właśnie tą. Wierzę jednak, że wszechświat chciał, aby stanęła na mojej drodze. Czuję, że całe zrozumienie, które muszę pojąć w tej właśnie o to chwili, znajduje się w jej wnętrzu. Dumnie trzymając ją w dłoniach, zasiadam na fotel i delikatnie otwieram. Na moich ustach maluje się uśmiech.
Teraz będzie już tylko lepiej - szepnęłam do siebie...
W poszukiwaniu tej jedynej
Pamiętam, jakby to było wczoraj. Byliśmy po długiej podróży autem z Anglii do Polski. Odczekaliśmy w rodzinnym mieście kilka dni i chcieliśmy wyruszyć dalej, aby spotkać się z naszymi najbliższymi. To był piękny sierpniowy poranek. Tuż po śniadaniu wyjechaliśmy w drogę. Byłam przeszczęśliwa, że po tak długim czasie możemy nareszcie spotkać się z naszymi przyjaciółmi. Po drodze stanęliśmy przy ogromnej galerii. Od dawna marzyłam, aby tam pojechać. Powód był jeden...w tym wielkim gmachu, znajdowała się moja ulubiona księgarnia. Przepadałam w niej zawsze po same uszy. Sklepy z kryształami i księgarnie, to dwa miejsca, w których czas leci, jak oszalały, a ja zanurzona w ich zawartości, przepadam zawsze bezpamiętnie.
Kryształy i książki... cóż za piękne połączenie. Takie osobliwe i romantyczne...
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Byłam taka szczęśliwa, że oto nadszedł dzień, w którym będę mogła zanurzyć się w nowościach książkowych i poszukać dla siebie kilka ciekawych pozycji.
Wchodząc do księgarni, miałam ogromne oczekiwania i bardzo pragnęłam znaleźć książki, które będą dla mnie punktem zaczepienia.
To było ponad sześć lat temu, kiedy przechodząc ciężki i zupełnie niezrozumiały dla mnie okres, szukałam odpowiedzi i wskazówek, wszędzie, gdzie tylko mogłam. Kryształy i książki w tamtym okresie, okazały się być dla mnie potężnym narzędziem i skarbnicą potrzebnej mi wówczas wiedzy. Wcześniej, nie ciągnęło mnie do czytania. Miałam sporo książek na swojej półce, ale nigdy wcześniej nie czytałam z takim zaciekawieniem jak wtedy. Czas lęku, strachu, frustracji i złości, okazał się być dla mnie zbawieniem i pobudką. Tak dokładnie tak... pobudką. Życie nauczyło mnie, że jeśli coś mnie zabija, to mnie wzmacnia. Stare przysłowie, które odrobinę przekształciłam, nabrało dla mnie nowego znaczenia i większej wartości.
Chodząc nerwowo między półkami, przeczesywałam książki jedna po drugiej. Szukałam książek rozwojowych i wiedziałam, że właśnie w nich, znajdę coś dla siebie.
Przez ostatnie lata coraz więcej ludzi, stawia na rozwój osobisty. Podążamy za szczęśliwym życiem, szukamy go wszędzie i jesteśmy spragnieni zmian, a raczej zdesperowani...
Po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę znaleźć nic dla siebie. Popularne książki, na które się napotykałam, miałam już w swoim posiadaniu. Ja jednak szukałam coś co przykuje moją uwagę i zainteresuje na tyle abym mogła zabrać ją ze sobą.
Mijały minuty, gdy się zorientowałam, że jestem w księgarni już ponad godzinę. Zaczęłam odczuwać zawód. Byłam rozczarowana tym, że jeszcze nic dla siebie nie znalazłam, a czas płynął nieubłaganie i pomału musiałam kończyć moje poszukiwania. Nie wierzyłam, że po raz pierwszy wyjdę z tej księgarni z pustymi rękami. Zrobiłam się smutna i przygnębiona. Gdy odwracałam się od półek i zmierzałam do wyjścia, moim oczom ukazał się regał pełen książek, z wyszczególnionym napisem Yoga. Nie wiedząc, dlaczego, zatrzymałam się tuż przy niej i rzuciłam na nią swoje zrezygnowane spojrzenie.
Prawdziwe zmiany biorą się z akceptacji
Postanowiłam przejrzeć parę pozycji i moim oczom ukazała się książka Yoga Girl autorki Rachel Brathen. Moment, kiedy wzięłam ją do ręki był naprawdę niesamowity. W pierwszej chwili, poczułam, że ta książka jest dla mnie. Nie wiedząc tak naprawdę kim jest autorka i o czym jest książka, poczułam, że nie mogę jej odłożyć ponownie na półkę. Jeszcze wtedy, nie wiedziałam jak ważna okaże się być dla mnie...
Mój czas w księgarni dobiegał już końca. Czas mnie naglił i musiałam podjąć szybką decyzję. Jedyne co mogłam wtedy zrobić, to przeczytać krótki opis, który znajdował się z tyłu książki. Gdy go przeczytałam, od razu poczułam ciarki na całym ciele. To był bardzo wymowny znak i potwierdzenie tego, że ta książka jest dla mnie. Wziąwszy ją w dłonie podeszłam szybszym krokiem do kasy i z uśmiechem na twarzy wyszłam z księgarni. Nie mogłam się doczekać, kiedy zaszyję się w swojej przestrzeni i oddam się czytaniu.
Gdy wróciłam do domu rodzinnego moich rodziców, bo tam zatrzymaliśmy się na cały pobyt w Polsce, poszłam od razu do pokoju i zabrałam się za czytanie. Nigdy nie zapomnę słów, które przeczytałam na pierwszych stronach książki:
„Mocno wierzę, że prawdziwe zmiany i szczęście, biorą się z akceptacji”.
W jednej sekundzie poczułam, że ta książka znajduje się w moich rękach nie przez przypadek. Tak bardzo potrzebowałam w tamtym momencie punktu zaczepienia. Słów, które otulą moje zbolałe serce. Potrzebowałam pewnego rodzaju „przewodnika”, kogoś kto wskaże mi drogę i podpowie, jak zacząć żyć i jak wprowadzić w swoje życie zmiany. W głębi serca bardzo ich pragnęłam.
Po latach wiem, że to wszystko czego szukałam było tylko narzędziem, a cała prawda o mnie jest we mnie. Tak często szukamy rozwiązań i potwierdzeń na zewnątrz. Nie ufamy sobie i procesowi. Jesteśmy przepełnieni lękiem, jednak w momencie, kiedy zdamy sobie sprawę, że to my trzymamy stery swojego życia w swoich dłoniach, wszystko z czasem ulegnie poprawie. Tak też było w moim przypadku. Zmierzało do mnie „nowe”, a książka Yoga Girl była tego początkiem.
W drodze po swoje szczęście
„Żeby pokochać to co będzie, musisz pokochać to, co już było”
- Rachel Brathen
Z kuchni wydobył się głos wołającej mnie mamy. Po chwili okazało się, że wołała mnie już kilka razy, ja jednak wciągnięta bezpamiętnie w książkę, nie słyszałam jej głosu. W całym moim życiu, żadna książka nie wzbudziła we mnie tyle emocji. Mało tego, mogę śmiało stwierdzić, że żadna z przeczytanym wcześniej książek, nie miała w sobie tyle prawd, które tak mocno czułam.
Od tamtego czasu minęło ponad sześć lat i za każdym razem, gdy biorę ją w swoje dłonie uśmiecham się do siebie. Gdybym wtedy wiedziała, jakie piękne zmiany zajdą w moim życiu...
Czy coś by to zmieniło? Oczywiście...uwierzyłabym wtedy w siebie jeszcze bardziej.
Ta książka, to był początek mojej podróży. W jednej chwili rozpędziłam pociąg, który wiózł mnie na spotkanie z samą sobą. Właśnie wyruszyłam w podróż zwaną życiem, a jej celem było spotkanie z „prawdziwą Dominiką”. Bardzo cieszyłam się na to spotkanie. Coś co na tamten czas było moim „przekleństwem”, w jednej chwili stało się moim błogosławieństwem. Książkę, która liczyła sobie 171 stron, przeczytałam jednym tchem w jeden dzień. Cóż to była za piękna podróż.
Zdawałam sobie jednak sprawę, że poznałam tylko teorię, a teraz nadszedł czas na praktykę. Wiedziałam, że z chwilą, gdy skończę czytać książkę, w moim życiu zacznie dziać się magia. Byłam na nią przygotowana, bo czekałam na nią całe życie. Nareszcie byłam gotowa na zmiany!
Gdy tylko wróciliśmy z naszej podróży do domu, odszukałam Rachel Brathen w mediach społecznościowych. Byłam nią oczarowana i nie mogłam się nadziwić, jak to możliwe, że w tak młodej osobie może być tyle życiowej mądrości. A jednak...Jej osobista droga, pełna bólu, lęków i cierpień, sprawiła, że odnalazła siebie na nowo. Czułam, że jesteśmy do siebie bardzo podobne. Łączyły nas życiowe wyzwania i lekcje do przepracowania. Wchodząc na jej profil od razu zauważyłam, że prowadzi przez Internet wirtualne lekcje jogi. Nie zastanawiałam się dłużej i zapisałam się na jej platformę. Zakupiłam swoją pierwszą matę i zaczęłam ćwiczyć jogę.
Codziennie wchodziłam na matę z nadzieją i ekscytacją. Nie było mi łatwo, szczególnie na początku. Choć byłam wysportowana, to joga ukazała mi jak bardzo sztywne jest moje ciało. Wykonywanie większości asan było dla mnie wyzwaniem. Ja jednak zostawiałam swoją frustrację i gniew na „swoje ciało” na macie. Dokładnie tak...Na początku praktyki bywałam zła na swoje nieposłuszne i sztywne ciało. Z czasem nauczyłam się je kochać i akceptować. Nauczyłam się je doceniać i dziękować, za to, ile dla mnie robi. Ta miłość do „samej siebie” nie przyszła od razu. Miałam w zwyczaju karcić się za wszystkie popełniane przeze mnie błędy. Nie pozwalałam sobie na słabsze dni i tym samym nie akceptowałam samej siebie. Brak miłości, okazał się być dla mnie destrukcyjny, dlatego musiałam nauczyć się jak kochać siebie i swoje wewnętrzne dziecko na nowo.
Joga wszystko to zmieniła. Zmieniła moje podejście do ciała, do lęków i w końcu, zmieniła moje podejście do samej siebie.
Codzienna praktyka, nauczyła mnie miłości do swojego ciała, ducha i umysłu. Pokazała mi, że aby pokochać przyszłość, muszę pokochać to co już było.
Zrozumiałam, że aby odnaleźć wewnętrzny spokój, muszę pokochać swoje lęki. Pozwolić sobie na gorsze chwile. Stać się ich obserwatorem i przede wszystkim nie walczyć z niczym. „Pokochać siebie i zaakceptować siebie”, to był mój cel.
Wygrałam życie, bo odnalazłam Siebie
„Nie wszyscy, którzy błądzą są zagubieni”
- Rachel Brathen
Codzienna praktyka zaczęła przeradzać się w moje nowe zamiłowanie. Zamiłowanie do maty, zamiłowanie do siebie. Akceptacja stała się moim nowym mottem. Zaakceptować siebie...powtarzałam sobie każdego dnia. Medytacja w połączeniu z jogą, uczyniła mnie szczęśliwą na nowo. Z każdą praktyką, byłam bliżej siebie. Niejednokrotnie zostawiałam na macie swoje łzy, które były przepełnione bólem i lękiem, a czasem szczęściem i wdzięcznością. Błądziłam przez większość swojego życia, ale odnalazłam się na nowo. W końcu zrozumiałam, że musiałam upaść, aby powstać ze zdwojoną siłą. Musiałam odczuć na własnej skórze, wszystkie towarzyszące temu procesowi emocje, aby dostrzec kim naprawdę jestem.
Joga pokazała mi, że jesteśmy wszyscy tacy sami. Szerzej pisałam o samej praktyce jogi, moja droga do zdrowia.
Książka Yoga Girl, okazała się być dla mnie prawdziwym wybawieniem i lekarstwem. Zapoczątkowała we mnie szereg wspaniałych zmian, jak i pozwoliła mi na głębsze zrozumienie siebie i otaczającego mnie świata. Stała się dla mnie nowym początkiem i rozpędziła mój pociąg, w którym szczęśliwie jadę po dziś dzień.
Niech dzieje się magia
Twoja Dominika ;-)